... a gdy czerwone słońce zajdzie na nieboskłonie, I kiedy do snu się kładzie Pekin, Rambertów i Piza, To wtedy z lasów wyłażą podługowate lizonie I przeciągając się, patrzą komu by się podlizać?
Widząc je, ogon podtula drapieżnik, przeżuwacz i gryzoń, Kret się w swej norze ukrywa, morwojad włazi na morwę, Zwierzak ostrzega zwierzaka okrzykiem: - Uwaga! lizoń! A lizoń uśmiecha się, myśląc: - Kochani, i tak was dorwę!
I - nie zważając na wrzaski: - Odwal ode mnie się stary! - Jak również na groźby, prośby i na modlitwy najczystsze, Siada półgębkiem naprzeciw wybranej przez siebie ofiary I dalejże oblizywać językiem swój własny pyszczek,
A robi to z takim fajerem i z wprawą tak nadzwyczajną, Tak przy tym ciamka i mlaska i wyraz ma taki błogi, Że ta ofiara przeważnie myśli: - To musi być fajno! Zamiast od razu go kopnąć i prędko wziąć za pas nogi.
I wtedy jest już stracona, już wtedy wygrało to źwirze, Już oto dopięło swego, spełniło zamysły złowieszcze! Popatrzcie, gdzie tylko spojrzeć - tam lizoń kogoś liże Lizany zaś prosi lizonia: - Ach liż mnie lizoniu jeszcze!
A wtedy już nie ma odwrotu z męczącej acz słodkiej niewoli, Przestrogi tu nie pomogą, kuracje, i inne sposoby, Albowiem, jak mówi nauka: - Kto raz się podlizać pozwolił, Ten nie obejdzie się nigdy bez trzech podlizań na dobę!
Tkwią przeto w zgubnym nałogu mrówki i wilki i słonie, Oraz mastodont, kalodont, drozofilia i filoderma... I tylko jeden stwór - człowiek - potrafił ujarzmić lizonia: Po prostu hoduje je w klatkach. O, proszę, jaka ferma... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|