Poranne kłótnie słychać z okien, Ludzie wychodzą na ulicę, Kaprawy kundel, jednym okiem Patrzy lubieżnie na pudlicę.
Pudlica, kąsek wielce łasy, Wystudiowanej okaz gracji, Reprezentuje szczyt swej rasy, I szczyt swej psiej degeneracji,
Natomiast kundel - jak to kundel, Poharatany w jakiejś drace, Zapchlone to to, chude, brudne, Lecz zaraz widać - bomba facet!
Niby się nudzi, niby ziewa, Lecz działa - etap za etapem, Na razie postponuje drzewa Podnosząc przy nich tylnią łapę,
Pudlica kręci zgrabnym zadkiem, Strzyżony łeb wysoko niesie, A kundel - rzekłbyś że przypadkiem - Żegluje ku niej po trawersie.
To gracz dopiero, wielkie nieba! Rzecz się w sekundzie rozegrała: Trącił ją nosem tam gdzie trzeba, Coś warknął (pewnie "chodź-no, mała!")
Poczem - rozpustnik i bezbożnik, Plugawy kontrast pięknej dzidzi - Powiódł nieszczęsną za narożnik Gdzie dobra pani już nie widzi...
...a pani właśnie w oknie stoi, Jeszcze nie gniewa się, nie smuci, O psinę swą nie niepokoi, Bo psina pewnie zaraz wróci...
Znam piękną panią, to prawniczka, Kiedyś się kochał w niej mój kumpel, Czesze się trochę jak pudliczka... - Dzień dobry... jestem stary kundel!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.