Skłoniła się Maryś nisko Przede majestatem: - Dyć-żeż to halibucisko, Tyle że dupiate!
Już ze trzy niedziele chyba Hoduję bidaczka, Na początku był jak ryba, Potem był jak kaczka,
Potem zrobił się jak zając, Cięgiem strzygł uszami I wcale się nie stydając Gnat za dziewuchami,
Wreszcie wczoraj z organistą Znalazł się w konszachtach, Z którym złożył się no czystą I pił bruderszafta!
Na te słowa zdumiał agent, Przybliżył się wolno, Po czym wziąwszy tęgą lagę Halibuta kolnął.
Zakręciła się bestyja, Najeżyła kła, I powiada: - A chcesz w ryja, Ty taki a taki?
Wonczas agent kontraktacji Bratrura Walery Złożył rodzaj deklaracji W sprawie tej afery:
- Niech ja nawet się zrujnuję, Niech mnie grom porazi, Ale nie zakontraktuję Tego, co tu łazi,
Bo jak rzekł pan Karol Darwin Jeszcze przede wiekiem - Każde bydle się potrafi Z czasem stać człowiekiem.
A halibut dziewki goni, Pije i przeklina, Ilustrując jak na dłoni Teorię Darwina!
Zwilgotniały wszystkim oczy Od tego gadania, Jeden, drugi sąsiad skoczył Przynieść coś z ubrania.
Jeden buty, drugi gacie, By nie chodził goło, A sam sołtys z krzykiem: - Bracie!
Cmoknął bydlę w czoło... Bo od wieków w sobie mamy Ten piękny pozytyw, Że tym bardziej się staramy, Im większy prymityw!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.