Gra orkiestra, wszystko jest jak trzeba, Przypszczółkowski idzie do nieba. Płacze głośno Przypszczółkowska - wdowa, Niesie wieniec rada zakładowa, Dyrektor wygłasza homilię, Pocieszając zbolałą familię, Ze tu winna sytuacja międzynarodowa.
Długo leżał Przypszczółkowski w szpitalu, Gdzie badano go w każdym detalu, Badał go sam prymariusz, Maca go - a on zmarł już, Zesztywniał jak sztachety, Więc teraz mu kuplety Śpiewa głosem melodyjnym wikariusz...
Poleż sobie, Przypszczółkowski, poleż, My niesiemy w kondukcie twój oręż - Klej, flamastry, całe sterty papieru, Twą ankietę prostoduszną i szczerą, Twój wierny arytmometr... A okrutny termometr Wciąż ustala twą ciepłotę za zero...
W pełnej chwale nas opuszczasz, Przypszczółkowski, Tak jak ongiś pan Wołodyjowski! Tamten prochem się wysadził w okopach, A tyś także się wysadził - na pokaz... Chciałeś bez wazeliny - Utknąłeś... Z tej przyczyny
Leżysz tutaj taki żółty jak topaz. Leżysz żółty, lecz nie wszystek umarłeś, Instytucję swym wyczynem wsparłeś, Przysporzyłeś moralnego zysku - Uwzględnimy to na obelisku! Wyrżniemy na marmurze Złote litery duże: "Śpij spokojnie, jak żeś spał na stanowisku"Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.