Kiedyś, przed wielu laty rycerz Bazyli Dreptak Stanął w gotyckim oknie (a był to piętnasty wiek) I oparł dłonie o kraty i w zamyśleniu wyszeptał: - Boże, jak ten czas leci... znów grudzień... i pierwszy śnieg
A na uliczkach z jesieni raptownie robiła się zima, Zadymka białymi falami przez miasto wieczorne szła, A Dreptak patrzył i myślał i sobie przypominał Czy wszystko co trzeba na zimę przygotowane ma...?
Więc myślał, że nowy kożuszek ma jego śliczna żona, Że ciepłe butki na futrze ma jego mały syn, Że na podwórku leżą sosnowe żywiczne, bierwiona I że to będzie jedna z miłych, spokojnych zim...
Tymczasem już noc zapadła a śnieg wciąż padał i padał, I blask kominka oświecał pancerz na ścianie i miecz, A Dreptak ciągle rozmyślał o swoich ważnych sprawach, Ale nie myślał o sprawach co działy się pięćset lat wstecz.
A pięćset lat wstecz, przypuszczalnie, przodek rycerza Dreptaka Na widok pierwszego śniegu ucieszył się, albo nie, Albo się może roześmiał, lub westchnął, względnie zapłakał, Zależy, czy jego sprawy układały się dobrze, czy źle?
Ale to nie jest już ważne i nie pamięta nikt tego, I nie obchodzi nikogo nieaktualna myśl. Gdy tyle zim nad nią przeszło i tyle Pierwszych Śniegów, I inny, współczesny nam Dreptak przy oknie stanął dziś
By martwić się perspektywą nabycia nowych bucików I płatki śniegu oglądać płaszcząc o szyby nos, A za pięć wieków znów jakiś Dreptak w swym domku z plastiku Uzyska wraz z własną troską, obojętność dla naszych trosk... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|