O, dylemacie wielki, O, sceno z kiepskiego kina - Za komisarza jaczejki Uważa mnie moja rodzina
Głęboko przekonana, Że gdy idę do pracy - Czeka tam na mnie nagan I brodaci kozacy.
Że wkładam strój kałmucki, I że spędzam wieczory Mordując Dzieduszyckich, I podpalając dwory.
Zaś mój szef - wprost przeciwnie Niejednokrotnie gdera: - Rozumujecie dziwnie, Jak, powiedzmy, liberał
Lub socjaldemokrata Czy jakiś takiś podobny. Czyście wy - dajmy na to - Mieszczanin średniodrobny?
Takie poglądy macie, Że aż coś we mnie skuczy. A tam, u siebie w chacie, Toście pewnie piłsudczyk?
I tak jakoś dryfuję Pośród tych Scyll i Charybd. Tutaj gwałcę, tam knuję, Tu ruble, tam dolary,
I tu, i tam opinia Dość zgodna co do brzmienia, Że jeżelim nie świnia, To mętniak bez wątpienia.
Cóż... wiem, co piszczy w trawie I skąd takie mniemanie: Ot, czasem w jakiejś sprawie Usiłuję mieć własne zdanie... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|