Czasem człowiek się zada z jakimś ładnym podlotkiem, Lub przeciwnie - z kimś takim, co to lubił Balzaca, Ale niech tylko która z tych pań nazwie mnie kotkiem, To natychmiast kapelusz biorę z kołka i frak,
I uciekam z mieszkania, względnie też z garsoniery, I na takie numery, nie pozwalam się brać! Wzrost mam metr osiemdziesiąt, nogę czterdzieści cztery, Ważę setkę bez mała, a tu kotek, psia mać!
Kiedyś znowu, gdym jedną panią sobie przygruchnął (to jest tempus perfectum od gruchania, pan wie...) Ona - w chwili czułości - wyszeptała: - Ciapuchno... A ja łaps za garnitur, hyc do drzwi i adieu!
Bracia moi! Zwiewajcie gdy was tak ktoś zagaja, Z najwspanialszych rozkoszy rezygnujcie wy w mig! Wy nie wiecie, jak bardzo to rozkleja, rozbraja, I jak w kotka faktycznie krasy zmienia się byk!
Dalej wszystko już idzie - by tak rzec - łańcuchowo, Za czułymi nazwami straszna kryje się treść: - Kotku, zrób no mi tamto, ciapek, podaj mi owo, Piesku, usmaż omlecik, bo kiciunia chce jeść!
Smaży ciapek i tyra kotek, zmywa i biega, Przez laseczkę bez mała skacze, słysząc: - No, hop! I nieszczęsna, tragiczna zeń się robi lebiega Chociaż jeszcze niedawno taki fajny był chłop...
Więc ostrzegam panowie - gaz do dechy i w krzaki, Nie ujarzmią nas słówka, choćby słodkie jak drops, Myśmy orły stepowe, zabajkalskie kozaki... [drzwi]... rany... żona wróciła... a mnie spalił się klops... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|