Miłość się śmiercią stała śmierć się w miłość zmieniła z ran pięciu wytrysnęła woda i krew.
Matka łzy przełykając chustą łkanie tłumiła blade czoło wspierała o drzewo drzew.
Miłość się śmiercią stała słońce siły straciło i na krzyżu samotnie rozpostarła się miłość.
A my już dwa tysiące lat mijamy Ciebie obojętnie nie dostrzegamy Twoich ran nie chcemy słyszeć serca pęknięć.
Przyzwyczajamy się do krwi odzwyczajamy od cierpienia po latach powie o nas ktoś ludzie z żelaza i kamienia.
Czasem tyko gdy w życiu o swój los się potykam wzywam Boga człowieka lecz nie stawiam mu pytań.
Czasem tylko gdy krzyżem lekko ramion mych dotknie chwytam się Jego sukni by nie cierpieć samotnie.
Przełamujemy wtedy chleb i wymieniamy kilka westchnień On zmienia wino w swoją krew i szepce: Jestem który jestem.
I trwamy tak przez kilka chwil i smakujemy razem życie On człowiek Bóg ja człowiek pył Ja człowiek nikt On Bóg Zbawiciel.
A chciałbym tak przy Tobie trwać przez całe życie I na kolanach przyjąć Twój najświętszy chleb.
Rytm mego serca związać z serca Twego biciem bo za mój grzech przelewasz wciąż najświętszą krew.
Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|