na schodach kościoła w greckim mieście na wzgórzu, z którego nie widać już morza. zamykali sklepy i boleśnie zgrabne dziewczyny o rysach rozłupanych kamieni odjeżdżały czarnym nissanem terrano dosączyć sjestę w jakimś łóżku.
na schodach kościoła była jeszcze godzina do autobusu z widokiem na wymarłe miasto. za sobą miałem kawę z lodami i adresy na pocztówkach, plac kościelny wyglądający jak parking dla autobusów, oraz trzydzieści dwa lata życia, z tego parę udanych. nauczyłem się już
czytać grecką cyrlicę i, niekiedy wydawało mi się, że jestem mądry, a świat słodko szeptał do ucha: nie ma się dokąd spieszyć, nie ma się dokąd..., słuchałem go rzadko.
na schodach kościoła w greckim mieście czekałem na twój powrót, było 15 minut do odjazdu martwego miasta, i chciałem wierzyć, że tutaj, w tym słońcu, czy w Łodzi, na schodach tramwaju przychodzisz bo czekam, nie dlatego, że biegnę. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|