Gdy byłem całkiem mały To zbudowałem domek Koślawo i żałośnie Piękny był Pieściłem go palcami Tak jakby mógł się stać na zawsze schronem Zachwycałem się nim
Trwał obok chwiejny taniec Buty jak buldożery Tym bardziej groźne, im płyn bliżej dna Zdeptały go pijane A przecież stać miał jak pomnik nadziei Do ostatniego dnia
Kobieta cała z puchu Jam pierścień jej założył Przysiągłem wierność i uczciwość swą Przywykłem do wybuchów Tuliłem w niezbyt rzadkich chwilach grozy By na zawsze być z nią
I choć już nie chce ze mną Oglądać żadnych bajek Nie śpiewa dla mnie, bo oszczędza głos To wiem prawie na pewno Że jak się kocha to się nie przestaje nawet gdy dzieli gros
I bać się już nie boję I ściskam całą ludzkość I staram się ze wszystkich wątłych sił By powinności swoje wypełniać tak By dumne było lustro By był dumny mój syn
Pod progiem uczta szczurów Ulicą szambo płynie Czerwony guzik wciska Wielki Brat Wbrew nakazom rozumu ja uważam, że ten glob I moje imię przetrwają milion latTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.