O bladym świcie w twórczych mękach kolejna rodzi się piosenka, wśród tytoniowych dymu smug stuka maszyna stuku-puk.
Autor z natchnienia błyskiem w oku po domu snuje się w szlafroku, czasami siorbnie kawy łyk, w kąt rzuci papierzysków plik.
Po kątach się rozgląda wzrokiem złym, gdzie mu się skrył kolejny męski rym. Aż wreszcie znalazł go i wie, jak ma piosenka kończyć się. I wtedy co on robi? Wtedy budzi mnie!
I kto, zbudzony w środku snu, pochwalić musi go co tchu? Żona autora, żona autora! Kto, półprzytomny, sądzić ma czy się nadaje pointa ta? Żona autora? Żona autora!
Kto wysłuchuje, że jest głąb i że się nie zna ani w ząb na metaforach, na metaforach? Kto, do poduszki tuląc twarz, słyszy: „Zmieniłem, rację masz!”? Żona autora!
Kto, w siwy mróz czy skwarny sierpień, jest powiernikiem twórczych cierpień? Kogo, choć głowę kryje w koc, czeka kolejna biała noc?
Kto rano po twarożek gania, żeby nie cierpiał bez śniadania, by dobry humor miał i luz kapryśny nasz wybraniec muz?
Kto właśnie zamiar miał kolory prać, a słyszy: „Żono, siadaj tu i radź! Bo to, rozumiesz, bo to, wiesz, nieźle by śpiewał Adam Zwierz, lecz i Waldemar Kocoń też, i inni też”?
Na drutach serdak robi, by mąż nie marzł w plecki w chłodne dni, żona autora, żona autora. Zszywa podarty sweter beż, podarte nerwy zszywa też żona autora, żona autora.
A jeśli czasem trafi się, że sama coś odśpiewać chce, to wyznać pora, to wyznać pora, że darmo prosić będzie wciąż – napisze każdy, lecz nie mąż żonie autora!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.