Jedna na milion chwila z mego życia, dziś spełnia się sen, o który mnie tak pytasz. Chcę oddychać, biorąc wszystko, jakie jest, wśród ryzyka. Na przypał, wiatr przywiał, smak życia, na trybach. Nie ma sensu gdybać, stojąc w deszczu odpływam. Niby w miejscu, no chyba, zbyt trudno być przy nas. Z jednej strony to zabija i każdy z nas przegina. Nasze wybory jak bryza znów przelatują obok pytań. Mój umysł to oryginał, dziś nic mnie nie ogranicza. Nocny rajd po ulicach, nie chcę spać, chcę nagrywać. Trwa matryca w sercu, mimo zamętu. Z siłą za sześciu, ciągle ku szczęściu, jak chory geniusz. Kilogram wersów, monster wśród plebsu. Chore moda, weź to stestuj wśród tych pierdolonych wersów, (?) od mody, trendów, prostoty i braku sensu. Nie jestem jednym z was, mam dar, za to aresztuj.
Kolejna noc, kolejny sen, otwieram oczy. Poezja jak z serc, tętni dźwięk tam, gdzie bloki. Podepta los ponętny pęd i nieba dotyk. Nie mam dosyć, chcę iść, ciągle iść - bez tęsknoty. Kolejna noc, kolejny sen, otwieram oczy. Poezja jak z serc, tętni dźwięk tam, gdzie bloki. Podepta los ponętny pęd i nieba dotyk. Nie mam dosyć, chcę iść, ciągle iść - bez tęsknoty.
Bezsenność jak kobieta podkręca, zabija letarg. Jak gepard, dziś zwiedzam, na miasto przypuszczam desant. Nie czekam, przyspieszam, czerwone światło podnieca. To jak szept Lucyfera, tu i teraz - wybierasz ? Każdy metr do tyłu to dwie mile, ponieważ nie ma przebacz, nie chcę narzekać, bo nie ma źle tak. Choć od urodzenia mamy ten smutek w genach, to ciągle moja wena pcha mnie w kierunku spełnienia. Mówią że mam trudne teksty, zamulające zwrotki, że nigdy z takim rapem nie wyjdę na te billboardy, ale przy tym nikt nie pyta, czy chcę być tam, no więc odbij. Rzadko już zapalam splifa, wolę wdychać tlen miłości. Wszyscy tacy dorośli wciąż szukają sensu przy tym, a jak spuścisz ich ze smyczy to znów gubią się jak cipy. Chcę być szczęśliwy, bez kitu, mocno jak nigdy i pierdolę wszystkie blizny - nikt nie jest nieomylny.
Kolejna noc, kolejny sen, otwieram oczy. Poezja jak z serc, tętni dźwięk tam, gdzie bloki. Podepta los ponętny pęd i nieba dotyk. Nie mam dośyć, chcę iść, ciągle iść - bez tęsknoty. Kolejna noc, kolejny sen, otwieram oczy. Poezja jak z serc, tętni dźwięk tam, gdzie bloki. Podepta los ponętny pęd i nieba dotyk. Nie mam dośyć, chcę iść, ciągle iść - bez tęsknoty.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.