Skorupa jasności pęka - wykluwam się z ryzów jaźni Nagi niczym niemowlę, pokryty śluzem ropy Razi mnie światło mroku, osaczony wiatru szeptem Dziecko zrodzone z ziemi a poczęte przez aniołów (Przedtem) niesione jak latawiec w łonie bezkresu kosmosu A w tej chwili porzucone na pustkowiu samotnie Pokonuję strome stopnie schodów równowagi myśli Głosu nie posiadam - dusza starca w młodym ciele.. (Kreśli plan przetrwania wobec przeznaczenia przewrotnie) Wyalienowany na obczyźnie, co tu pocznę teraz? Głód rozwija płód, jestem trawiony od środka Suche rośliny posrebrzone w pyle - sfera.. Życia w wegetacji, nicości absolutnej Spotkam tu istotę która podobny plon zbiera? Wyroki boskie niezbadane wygnały mnie na wędrówkę Zmysły podarowane pozwolą poznać piekło
Świadomość jak diabeł otwiera furtkę do ogrodu Psychodeliczny labirynt ostrokrzewów okwieconych Zagubiony w nim na czworaka pełznę między.. Obliczami nędzy twarzy uśmierconych a więc.. Nie jestem tu sam - kość w pysku - pocieszenie.. Marne jak ja sam, widok śmierci mnie odrzuca Szkaradna prawda to czy tajemnych sił natchnienie? Cielesność psychozy - żywe wizje, drgają płuca - Epileptyczny taniec dłoni - utraciłem panowanie I nie ma tu kogoś kto mnie wyrwie z tego stanu Z pierwszego planu zerka na mnie wychudzone zwierzę To chyba pantera, pysk otwiera - widzę kły, mierzę.. Wzrokiem ją oparty o ostre ściany krzewów Przeciskam się w alejkę zatrwożony w półbiegu Między kolczastą plątaniną półżywe kończyny się wiją Trupioblade ręce plądrują przestrzeń drogi duchów (Jakby chwytały insekty) które zakłócają ciszę Enigmatyczna choreografia - trans agonalnych ruchów A ja przemijam środkiem kierując się do żywopłotu wnęki Szelest dłoni smaganych podmuchami rozgałęzień nerwów Chusta sieci koronkowej tkana nóżkami czarnej wdowy.. Przyległa mi do twarzy, obrzydzenia szal chwyta Przenikam roztrzęsiony do jądra atomu grozy Psychoza namacalna - góra śmieci rozkwita Chóralny pisk dzieci - niemowlęta powtykane (W odpływy fekaliów) - wystają z nich główki łyse Znalazłem się na skraju(,) życia(,) ich umazane lica.. Ekskrementami, żałosne kwilenia słyszę Niemy obserwator co nie puszcza pary z ust Nogi jak kołki wbite a tętniący życiem grób.. (Wypełnia zgrają szczurów się) co dokonują rzezi Niewiniątka pokarmem maniakalnych gryzoni Góry śmierci arterie wiodą strumyki czerwone Tworzą rozlewisko obmywając moje stopy A z żerowiska śmierci wzlatują przeobrażone Czarno-skrzydlate stwory nikną w tunelu grotyTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.