Urodził się w stolicy dwadzieścia parę lat temu Od dziecka sprawiał problemy rodzeństwu swojemu Bo rodzice odeszli w nieszczęśliwym wypadku Gdy on płakał w foteliku, oni umierali z przodu To zdarzenie odcisnęło piętno na psychice Nie rozumiał świata, patrzył, płakał, klął na życie Nie myślał już o rodzicach, a tym bardziej o Bogu tylko jak wypić z kolegami na rogu Po czasie ulica stała się jego drugim domem Wyrzucili go ze szkoły za aferę z prochem Milczał na przesłuchaniu unosząc się honorem Choć był niewinny to dla przyjaciół był robotem A potem potem były oblane jego skronie Gdy każdego dnia musiał stawać we własnej obronie Aż zaczął szukać Prawdy pod kościołem na placu gdzie pieniądze liczył w swoim zardzewiałym garnuszku
Prawda była blisko, więc wszedł do kościoła Brudny, zapłakany, nie mógł wypowiedzieć słowa Chrystus w swych Sakramentach rzucił go na kolana I powiedział mu, że w jego życiu nastąpi zmiana Nie spodziewał się, że kiedykolwiek przyjmie Sakramenty Że Bóg spojrzy na niego i zleje łaskę wiary To wszystko stało się faktem, gdy spotkał Bożego kapłana, który świadectwem życia wskazał mu drogę do Pana Minęły dwa lata, skończył liceum, zdał maturę Godziny na kolanach jakby był ogarnięty Cudem Każdego dnia Eucharystia przeżywana z emocjami Wynosił wiarę z kościoła, dzielił się nią z kolegami Aż pewnego dnia odpowiedział na Boże wołanie "Powołanie? Chyba mi się tylko wydaje" Zaryzykował, poszedł by odnaleźć swoje szczęście Dziś mija kolejny rok jego święceńTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.