Chłopaki nie płaczą, gdy płacą za błędy. Chcą mnie przygasić. Wracam...nawet nie wiem którędy. Robię to bez przerwy, bez pauzy. Tobie puszczają nerwy, krzyczysz, jakbyś był z Austrii. Mamy duszę, choć najchętniej zrobilibyśmy Holocaust im. Skoro szczyt ambicji, to się naćpać i nachlać, to ciekawa zabawa, to relacja Kaina i Abla... Każdy dzień zbliża mnie do śmierci. Nie chcę już więcej marnować czasu! Wiem – przecież nie jestem święty. Ugryź się w język! Krew – i nie wiem sam, czy to ból, czy to tylko kolor... Papierowy świat, a wszystko i tak leży gdzieś poza naszą kontrolą. Dwie wieże, samolot... Wierzę w to, czego nie możemy wchłonąć, zniszczyć. Szerokie horyzonty, chcę widzieć więcej niż tylko mój dystrykt... Wchodzę w to, daleko hen na horyzoncie ocean. Jestem Robinson Crusoe. Dryfuję tratwą, wybieram. Wybierasz. Wiesz, że dróg na skróty nie ma... I budujemy być może lepszy świat, ale tylko tym co robimy teraz.
Ref. (x2) Moja Atlantyda...Moja Mekka. Czasem nie wiem gdzie idę, zbyt kręta jest ta ścieżka. Jednak wiem, że coś się zmieni, bo po to stąpam po tej Ziemi.
Chłopaki nie płaczą, gdy płacą za błędy. Niosę bagaże, ten album jest ambalażem mojej wycieczki. Trzymam granaty bez zawleczki ku pamięci moich ludzi, zapalam świeczki, żeby zaraz głupocie w skroń strzelać confetti. Na chwilę zapomnij o celu przyziemnym, bo bardzo łatwo się zapętlić. Robiąc wszystko dla pieniędzy... Robiąc wszystko dla pieniędzy. A mój byt jest bardziej z tych transcendentnych. I zbieram emocje, potem zieję ogniem mojej kolekcji. My, do miana piromanów pretendenci. Żeby nie było potem pomówień, w ogóle nie znaczy to, że nie lubię złotówek. Na moje osiedle chcę wjechać SUVem i nie wiem czemu wymagania są za duże. Wzburzone ambicje leżą pod gruzem, a na zewnątrz znów zakwita ogródek. Wchłaniamy energię, ale ciągle czerpiemy ją z tych samych źródeł. Osiedla – tu nie znajdziesz komnaty z bursztynu... Raczej kredyty i raty, ale to nie znaczy, że masz iść do tyłu. Szukam wyjścia. Ewakuacja. Panika nie da Ci i tak zielonego światła. Więc wdech. Wydech. Odwyk. Nie wiem jak Ty, ja chcę być wolnym.
Ref. (x2) Moja Atlantyda...Moja Mekka. Czasem nie wiem gdzie idę, zbyt kręta jest ta ścieżka. Jednak wiem, że coś się zmieni (Kiedyś Cię znajdę...), bo po to stąpam po tej Ziemi.
Astygmatyzm...Widzenie ostro... Piramidy i wierzchołki tną nieboskłon. Od Słońca trzecia planeta i energia, o której wiedział Tesla. Ona jest w nas.
Joł, jestem Abel ze Smagalaz, chyba znasz mnie. Jeden z niewielu tu raperów, który ma wyobraźnię. Ja idę do celu, a uwierz – to nie jest łatwe. Gubię frajerów. Traktuję to na poważnie. Nowa jakość, nowe alter ego. Nie ulegam trendom, tej, nie dotykaj trędowatego. Ups...Miałem na myśli trendsetera. Więc wrzuć na luz, lub polub nas od teraz. POW! Bariera każda pęka. Niebo to granica, chociaż jestem bliżej piekła. Raj na Ziemi. Nie kłam. Idź po szczeblach wyżej. Bieg na szybkość? A co ja kurwa jestem? Wyżeł? Abel! Wyrzekam się zła. Mam Was w dupie! I tak kiedyś sobie wszystko kupię! Po co? Nie wiem. Wiem, że będzie super. Póki co, MTV Cribs – choć pokażę Ci chałupę.
No więc – rap moim domem. Robię numery, by nie sypiać na kartonie. Abel – Twój brat, mój przydomek. Sunę po szosie – Opel, Fiat, Polonez. A gdybym miał być królem, to tylko Salomonem. Ty z bólem przełykasz szmat pokorę. Ktoś kroi słowa, ja robię ciach toporem. Poręczy za mnie niejeden gracz na scenie. Staż. Styl. Smak. Wychowało mnie podziemie. Lata lecą. To nie działa wstecz. Chodzę w Nike'ach. Niestety losu kowal to nie szewc. Szept zza pleców tylko rzuca cień na nas. Żyjemy z dnia na dzień. Mój dom. Mój rap. Enklawa. Raperzy kolekcjonują kit. Chłopcy z placu broni. Kto ich obroni? Nikt! Teatr. Siedzę tu jako widz. Na razie musisz wyjść, właśnie zamykam drzwi.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.