[I.] Wracam ludzi do żywych, wyciągam z chłodnych mogił Porośniętych przez grzyby i stawiam ich na nogi Wskrzeszam pasję do walki, buntu, niezgody i oporu Obrzydzenie do kalki, kultu, działania według wzoru
Animizuję serca głazom, będę je kusił Jak najgorszy morderca co własne dziecko zadusił Ciągle i konsekwentnie działam, między dźwiękami Schowana Twoja chwała nawet jeśli masz mnie za nic
Staram się pokazać, że warto pluć w ryj oponentom Upór jest błogosławieństwem, a vendetta rzeczą świętą Piękno tkwi w mocno zaciśniętych pięściach Kiedy o tym krzyczę to najtwardsza trumna pęka
Bo w nutach schowali stare rytuały Martwi wstali, żywi - osowiali, pouciekali Jak fanatyczny Talib, wchodzę między ludzi Żeby kokon rozwalić i zmarłych obudzić
I wrzasnąć do ucha ważne, żeby posłuchał Betonowa ewangelia, industrialnego ducha Cyfrowa hostia, to wcale nie jest zabawne Wykorzystam każdy kanał, by wylać na was prawdę
Ujebani bagnem klęczą, prosząc o litość Legiony pustych głów, pamiętam mógłbym przysiąc Jak Alicja, tysiąc napiętnowany przez konserwy Nigdy nie pochylę łba, i nie bądź taki pewny
Że mam słabe nerwy, od dawna w Twoich żyłach Tragedia pełna werwy, codziennie się zaczyna Od nowa, to przykre, że nie możesz się już schować Konkurowac z Ozyrysem? Chcesz zdobyć tron Boga?
Wiele razy upadłem, to nie jest prosta droga Między młotem, a kowadłem obłęd zamknięty w słowach Nie chcę nikim sterować lecz jak przystało na proroka Połamane ramiona stanowią podstawowy pokarm
[II.] Symfonia pękającej kości i ostrych gwoździ Podług której słabi tworzą siłę, bo chcą być groźni Nie pozostaję w tyle na niwie ich partytury Odbijam zakładników chorej nomenklatury
Poddaństwo i pasterz w czystości nie zaśniesz Jeśli nie staniesz en face z tym co dla Ciebie takie straszne A pierdolę was! Dalej będę nauczał To co chore uzdrawiał, to co stałe poruszał
Nie wiem czy istnieje dusza, za dużo samokrytyki No, a ból najlepiej koją alkohol i zastrzyki Wpakuj mnie do rubryki, jak dziecko wyślij do kąta Kiedy napiętnujesz ludzi to lepiej się ich sprząta
I kategoryzuje, powiedz jak się z tym czujesz Jad już zjadł świadomość wad, szach-mat, zajebać szuje W okół pełno takich szmat, niezależnie od regionu Więc bez przerwy, od lat, chcę takich sprowadzać do pionu
W domu przeżywają koszmar, nie potrafią się z nim rozstać Gwałceni słowem, bici krzykiem, ile tak można Co los dał, tego niech człowiek nie odbiera A weź już stul pysk, bo pierdolisz jak cholera
Regularnie się podcieram chorą tradycją Co mówi, że ojciec i matka są ponad wszystko Nazwisko, to nieraz, kurwa, jedyny spadek Poza armią siniaków leczonych okładem
Z wyrzutów sumienia i poczucia winy Takiemu to wyjebać w ryj, jak wyschnie resztka śliny I na nic tu rozkminy, to nie jest żaden straszak Że tatuś zamiast syna, uwolnił Barabasza
I idę przez ten kraj post-nuklearnej matni Ze strachem, że każdy dzień może być ostatni Zwracam wam życie i to jedyny powód Dla którego chcecie wepchnąć mnie z powrotem do grobu.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.