[I. - OdyN] Napierdolony wstajesz, napierdolony idziesz spać, Po dwóch setkach jesteś sobą, nareszcie nie musisz grać, Kurwa mać, znów kac, jakie to życie jest chore, Zmieniasz się, kurwa, w zmorę, zatracasz całą pokorę,
Trucizna się sączy, wraz z krwią żyłami kroczy, Popodbijane oczy, wódka tak bardzo was jednoczy, To jak syndrom sztokholmski, ukochany oprawca, Generator problemów, nie od problemów wybawca,
Po flaszce tata przeobraził się w kata, Alkohol myśli oplata, szepcze: "użyj bata", Płacze małolata, za miłość do ojca zapłata, Przelana w łzach, kolejna ofiara na konto furiata,
Matka polka wciąż, między domem, a barem, Kołysze kołyskę z dzieckiem, ukołysana browarem, Mąż chciał mieć harem, więc wychowuje je sama, Nawet nie ona, a promile, bo jest wciąż najebana,
Butelka taka wielka, a ty jesteś taki mały, Pierdolisz dyrdymały, zdania sens pozatracały, Pod korkiem uwięziony, na dno rzucił cię bies, Sensem życia tanie wino za 6,66,
W żołądku mnie mdli, kiedy widzę w TV, Kolejna morda wmawia ci, że najebać się jest si, W T K Soplica i łódka Bols w lodzie, Płynu tylko parę litrów, nieszczęść prawdziwe powodzie,
C2H5OH - wzór chemiczny tragedii, polski chleb powszedni, Ja nie opowiadam bredni, jestem bezpośredni, Powiesz, że pierdolę smuty, Lecz to ty jesteś struty, w rzygach od pasa po buty,
God mode, kurwa, przecież wszystko możesz zrobić, Każdego trzeźwo ocenić, wydać wyrok, mordę obić, Jesteś chujem, który ma dwa kieliszki zamiast jaj, Dalej chlaj, żaden haj nie zmieni tego kraju w raj.
[II. - 303] Mówisz o Chrystusie i jego nieskończonej miłości, Zamienił wodę w wino, co połamało ludziom kości, Znak ryby miłosierdzie, ryba ma duże ości, A ty poczęstujesz gości łykiem zapomnienia,
To jest jak noc długich noży, noc nie daje ukojenia, Przywłaszczenie mienia, cios ze skutkiem śmiertelnym, Schowani w norach, margines społeczeństwa bierny, Kiedyś tak bardzo wierny, dzisiaj do końca przegrany,
A ty jakbyś się czuł, gdyby każdy miał cię za nic? Znowu trzeba się omamić, uśpić własne sumienie, Już nie ludzie tylko cienie żyją na klatce schodowej Telefon na policję, najpierw kop w mordę, powiedz,
Można było zapobiec, a sam błędów nie popełniasz? Społeczeństwo jest chore, a kompatybilność pełna, Jestem jak wełna owiec mknących za pasterzem, W żadne z twych słów nie wierzę, bo swoje w życiu widziałem,
Radość, smutek, żal, tysiące razy się bałem, Pan na schodach będzie spał? A przecież to był poniedziałek, Cham jeden z drugim, arbiter losu innych ludzi, Że jest lepszy się łudzi, a tak naprawdę to pajac,
Przyjmując społeczną opcję, cioto, myślisz, że masz jaja? Rogatych karłów zgraja pęta się po tym świecie, Czy chcecie, czy nie chcecie prawdy i tak się dowiecie, Kiedy życie zaśmieje się tobie prosto w głupi pysk,
Strata równa się jeden, a zero równa się zysk, Nie pomoże ci nic i wiesz, że nie ma gdzie uciekać, Teraz dziwisz się dalej tym najebanym przy sklepach? Wymiotuje w przejściu podziemnym społeczny kaleka,
Droga daleka, a do tego bez odwrotu, Niektórym nie starcza wiary, aby pozbyć się kłopotów, Banda idiotów? Przecież sam walczysz o spokój, Kasta nietykalnych, niezdolnych nawet do bojkotu...
...własnych zasad!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.