1. Dziesięć lat wspinaczki po drabinie wstydu wiem to Egzystencja może parzyć drogą krętą, szybkie tempo W podłogę (?) mendo masz pierdolone święto I prędko wycieraj swoje winy czyjąś gębą
Dekapituje personifikacje słowa piękno, Kładąc nawijkę wstrętna, na bity które kręcą, Wiercą, buszują jak nóż wbity w tchawice, Nikt mnie nie ostrzegał że przez całe życie trzeba krzyczeć
Liczyłem się z ryzkiem no a kto się liczył ze mną, Rymy z socjalnej nory z prowizoryczną łazienką, I nie pytaj czy nie pękło w środku, bo tego nie wiem A jak wpadne w amok, wtedy, oglądaj się za siebie
80% żyję w biedzie, reszta tkwi w luksusach A margines marginesu musi sypiać w autobusach, I może to nie rusza dzisiaj, proszę chłopie nigdy Nie zwabił Cie Diabeł, nie nabił na błyszczące widły
Butelki, samarium, łyżki, strzykawki, igły Kamienice pełne cieni, duchów, na nic modlitwy To pole srogiej bitwy i poza z archaniołem, Kiedy trzęsie się podłoga, to chowaj się pod stołem
Czy jest mi szkoda tego że się urodziłem? Zżera mnie trwoga, kąsać nas to jej przywilej Obrana droga innej nie znam no to tyle Tłumaczenia zobacz chyba kurwa się przyzwyczaiłem
Wielbię słuchać ustyskiwań, że byłem lepszy Teraz monotematyczny, bywa, nie czujesz dreszczy Na chuja pieprzysz, chcesz dawać mi rozkazy? Do tej samej rzeki stary, nigdy nikt nie wszedł dwa razy.
Gdzie smutne track'i o wzgardzonej miłości Nie chce Ci ściemniać ale te pokłady złości Które przyszło mi gościć, zabiły dusze i serce Pustka, skóra, kości- niestety jest nas co raz więcej
2. Byli tu lata temu, mówiono to sprzedawcy marzeń Powiedzmy jeden Piotrek, drugi Bartek trzeci Błażej Pierwszy kłamał że w spokoju i bez zbędnych wrażeń Szczęściorysy wszyscy będą pisać, a kałamaże
Zostały wypełnione nieskończonym atramentem Co jest dobre, jest nasze a co nasze to święte I łykneliśmy wkręte, Bartek i Błażej stali z boku Dzisiaj sypie sobie linię w imię fałszywych proroków
Relaksik rok po roku, potem (?) Wyrzutki mają natłoku, mieli się nigdy nie odważyć No a stoi na straży, gangrena, brak komitywy Błażej też nie powiedział, nie ostrzegł że tak parszywy
Czeka los tych, co uwierzyli i zaufali Trzecia planeta od Słońca, tu zawsze grali brudno Jeden wielki śmietnik, toksyczne nie zdrowe gówno Piszę pamiętnik, chociaż tak cholernie trudno
Jest na to truchło patrzeć, czasem chciałbym zmówić pacierz Chociaż nie umiem się modlić, owszem no ale raczej Nie mam do kogo, bóg też poszedł swoją drogą Ten z gór, kosmosu, piasku czy mądry starzec z brodą
Nie podążam za modą, straciłem ją z radaru W moim mieście w weekend większość nie chodzi się do barów To klubów, do pub'ów- segregacja pełną pizdą Nie może być gorzej niż jest teraz, to wszystko
ILUZJA- i sam się przekonałem o tym Nie składam jak składałem bo składały mnie kłopoty Jebany polski złoty, skurwiałe prawo, Kiedy nie ma perspektyw walka przestaje być zabawą
Rebelia jest obowiązkiem, ale gdy skończe To pewnie będę leżał w ziemi lub listy gończe Zwalą mi się na głowe dlatego większość jak robaki Siedzi w klatce, pije że pierdoli i kończy na tym.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.