I. Tak trudno z liter zbudować pomnik upokorzeń Człowiek w którego rdzeń korzeń wrasta ból co dzień boże Spokojne morze tak jak puste ulice tworze ciągle A Ty milczysz, zafundujesz sobie stryczek 80 mieszkań, a historii drugie tyle Osadzonych w blokach miast, które wbijają sztylet Przeznaczony dla tych słabszych co stracili siłę Przerażony, za każdym razem kiedy stawał tyłem Do drugiego człowieka, niedoceniony detal To na pewno nieśmiałość, czas leci, powiedz po co czekać? Dużo łez się przelało, ból topiony w lekach Ciągle za mało, nie miał już gdzie uciekać Bez przerwy tak samo schemat grany co wieczór Naznaczony raną, rytuał jak wśród Azteków Znowu w drzwiach staną demony, Ostatnio nie czuł, pierwsza linia obrony pada po pewnym dźwięku Nie wypada mówić o tym o czym milczeć chcą kroniki Nie dał się polubić, jest nikim dla społeczeństwa Kto chce słuchać historii o zaciśniętych pięściach, O krwi na pościeli i o bólu co wykręca całe ciało Do wnętrza ojciec pchał swoją miłość Przyszło tak żyć, to tak żył, nie było innej rady Myśli kawalkady, conocnej maskarady Zasznurowane usta tabliczką czekolady I zamknięte na kłódkę do której klucz to groźba Strach, *powiedz jak można*, nic nie warta prośba Człowiek z głową kozła, rogami zatyka uszy, Co noc kopytem dusił, aniołowie są głusi Bóg jest sprawiedliwy czy ślepy jak Temida? Skoro los tak parszywy zgotował to przyda się szybka ucieczka Korekta, wiesz, że jego męka, z każdym wkłuciem przerywa ten żałosny spektakl
II. To boli, gdy nie można wyjąć diabła z głowy Kiedy słyszy się głosy, na ciężkie życie nie ma mody Nie ma mowy, był za młody, aby być wiarygodny Straszna historia na wpół zsuniętych spodni Dół który nie ma dna, przepaść bez happy endu Bez wstydu nie było dnia, wynik w granicach błędu Ofiara trendu krzywej wypaczonej tolerancji Sądy wyższej instancji zaklepały terminy Są ważniejsze sprawy niż orzekanie winy Widzisz dla całej ławy przyczyny nieistotne Tempo zawrotne, pomysł mknie za pomysłem Smutek to przyjaciel złości, wiesz, tylko uściślę Czy to na tym polega słynny efekt cieplarniany, Ludzie własnym mrozem walczą ze starymi lodowcami Kiedyś *marzył* może, wszyscy są tacy sami Trudno w parku o ciepło kiedy w czterech ścianach mróz Nóż bywa nieskuteczny, cóż alternatywa On nie był waleczny, całe życie się ukrywał Przed wstydem, przed sobą, przed symbolem zaufania Byłbym na gościa miejscu to też bez wahania Szukałbym drania z nadzieją, że jeszcze żyje Odpukać w niemalowane drewno znajdziesz jego szyję Sprawdź czy na pewno jego duch w zaświatach gnije, w twoich oczach jak żmije Złap za głowę i tyle, zmiażdż odgłosem skał, co rozrywa pół czaszki Za te wszystkie noce, źródło diabła i boga Bardziej już Cię nie ogarnia trwoga teraz w pogoni za nim Co dzień słaniał się na nogach, bliscy bywają straszni Potem odliczał dni, wiedział, że nie ma bata W tym kraju stado świń zrobi z niego wariata Imputują masę win, krótkie życie dzieciaka Krata i tony kpin, 2-5 lat mała strataTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.