Wynurzam się z najgłębszych zakamarków koszmaru, Zdobywam pozycję, obserwuję pomału, Wpełzam w świadomość ludzi bliskich tobie, Czołgam się w spirali myśli, pół-diabeł, pół-człowiek.
Mówiłem ci, że nie warto jest mieć we mnie wroga, Taka mała przestroga przed panem w rogach, Kajdany na nogach i powiązane ręce, Skaryfikacje i będzie tego więcej.
Poczęstuję cię rtęcią z mojego tabernakulum, Udławisz się żółcią i skosztujesz tego bólu, Śmieciu, lepiej miej oczy dookoła mordy, Wiesz, że lewitują tam nad tobą małych diabłów hordy?
Biesy, czorty, chcę skosztować twej aorty, Zdobędę wszystkie forty i nie oszczędzę świątyń, Wybudowanych wbrew woli Ojca Chrystusa, Coś się tam rusza, to chyba twoja dusza.
Jad żywych daje tekst, pozwól, że wniknę w plazmę, Poczęstuję swoje uszy twoim żałosnym spazmem, Zero, śmieciu, inaczej ciebie nie nazwę, Projekcja twej porażki będzie dla mnie orgazmem.
Myśleliście, że zgasłem, że czas przeszły dokonany, Wyrwałem się z kajdan i oplułem te kajdany, Zakłamany system, zgniłe infrastruktury moralne, Sram na twoje życie, sram na twoją karmę.
To takie banalne jak Testamentu nauki, Biblijne banialuki, kto wierzy ten głupi, Jedna postać w trzech osobach, nic ująć, nic dodać, Chrystus, Lucyfer, Feniks jak w Micińskiego strofach z podań.
Módl się do Boga, Boga ci namalowali, Na ścianach świątyń i w urzędach w każdej sali, Spalimy Watykan, niech się w chuj obora pali, Szkaluję świętości, a twój gniew mnie wali, wiesz?
Co nie zabija - wzmacnia, politycznie niepoprawny, Ten jebany schemat jest w sumie bardzo zabawny, Nie mów mi o akceptacji, kiedy w sobie nie posiadasz, Prawa miłosierdzia dla naiwnych tak jak Adam.
Kult kamiennej księgi, ej, co ci to przeszkadza, A wkurwia mnie po prostu, kiedy widzę jak wciąż gada, Kiedy zaraz obok nich kolejna tragedia, I chuj, ona przecież jest taka powszednia.
Nie dotyczy dziadygi, co za młodu rżnął w gałę, Potem odpierdolił, a z jego truchła kabaret, Nakręcony przez koncerny celem windowania marki, Zapłakany Tomasz Lis, kurwa, przeszły cię ciarki?
Mnie też otrzepało, tylko wiesz, z obrzydzenia, Nie szukają Boga w lesie, w wąwozach czy kamieniach, Tylko w odpierdolonej za chuj wie ile oborze, Napluję im w pysk i krzyż w mrowisko włożę.
Dałeś wolną wolę Boże, trzeba było to przemyśleć, Może pójdę dziś do nieba, pogadamy bez ciśnień, Jeden z drugim zawiśnie na przykościelnej latarni, Marność nad marnościami, kurwa, to wy jesteście marni!
Pierdolenie co niedziela jak "Opowieści z Narnii", Manipulujecie mózgiem, a czujecie się bezkarni, Żołnierze armii pod sztandarem rogatego, Nabiją was na widły i do gara gorącego.
Akty kanibalizmu wywołane przeludnieniem, Wasz bohater się przyczynił swoim sprawnym milczeniem, O dekalogu pierdoleniem, a sam się nim podciera, W statystyce zgonów rodzą się kolejne zera.
Już czas teraz podnieść pięści wysoko, Ukręcić łeb technice i wydłubać jej z trójkąta oko, Kto to widział burzyć porządek świata, Wasze święte pierdolenie mi koło chuja lata!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.