Każdy mój dzień jest walką, performance pełen ryzyka, Po kilku goryczy łykach coraz bardziej chcę w to wnikać, Gorączkowo odwracam głowę, o co chodzi pytasz, Przecież, kurwa, nikt nie chce życia skończyć we wnykach,
Nagłośnione jak świńska grypa - do granic absurdu, Nienawiść do mnie równa do tej Turków wobec Kurdów, Tak, ja pełen demiurgów, nie monopol na boga, Powinie ci się noga kiedy znów trafię do celu,
Każdym słowem wbijam ci cierń w dupę, skurwielu, Jebany cwelu, trzym ryj jak już, kurwa, trzyma wielu, Może bałeś się sequelu mojego biadolenia, Bez ciśnienia cisnę litość godnie, w akcie uniesienia,
Wystawię na światło dzienne twoją słabiznę, Nażarłem się strachu, teraz gniewu trochę liznę, Mówiłem zamknij pizdę, bo z głośników wali fetor, Co najwyżej pierdol wtedy, gdy nie ma mnie w pobliżu,
Głupoty w tobie tyle, ile w chińskiej kuchni ryżu, Na kolana, kurwo i urynę z gęby zlizuj, Konkretnie szmato, jak program mat-fizu, Ale nie o edukacji rymy, tylko o zbrodni,
Jesteśmy staromodni, więc połóż na chodnik, Pochówku nie jesteście godni, dzieci z dobrych domów, Zjebani krytykanci knują spisek po kryjomu, Nie powiem nikomu o bombie obok domofonu,
Trudno określić czas zgonu bez identyfikacji, Czar dekapitacji i gryzienia ścierwa, Rozrywasz mi psychikę, to ryj mogę ci rozerwać, Siekacze, kły, trzonowce i furii głowa pełna,
Nienawiść zawsze wierna i nigdy nie opuszcza, Na co komu tak zjeb, już mamy sylwestra, krótsza, Rozochocona dusza wlepia gały w gilotynę, Zabawy z bronią i ze zjebanym skurwysynem!
Nie proście mnie, nie zatrzymam tego dla ciebie, Ja już nie jestem sobą. I mówię wam, że będzie naprawdę źle, Pluję w pysk moim wrogom.
Ciągle na wojenne ścieżce z większością tego globu, Setki ludzi marzą, by na tysiące sposobów, Rozjebać fizjonomię i wrzucić mnie do grobu, Naprawdę już przywykłem do tych mord i tego smrodu,
Agresja bez powodu, nie chcę odpierać ataków, A w razie konfrontacji powieszę cię na haku, Zobaczysz jak to jest, pierdolony łachu, Spotkasz prawdziwych wariatów, my wyślemy cię do piachu,
Coś wiąże się z krwią za sprawą chemicznych reakcji, Świadomość misji, a nie ujście dla frustracji, Czas mojej supremacji, brak wyrzutów sumienia, To jest właśnie cena, kurwy, waszego pierdolenia,
Koniec milczenia, bo nikt z nas nie jest tu pizdą, Zajmiemy się tą chorą, krętą, przeżartą zgnilizną, Chuj w dupę zasadom z Wojtyły podobizną, Obrońcom moralności, jakby ktoś odwagę gwizdnął,
Piana na mordzie jak po konsumpcji cyjanku, Ciesz się każdym nowym dniem, zostało mało ci poranków, Pało, czy coś się stało? Przelała się czara, Ile można chować głowę w piach, przydałaby się kara,
Maksyma stara, stop zasobów pierdolonej wiedzy, Nie mam dokąd wracać, a nad głową świeci księżyc, Jak wykwintny nawigator korzystam z ruchu gwiazd, Odrzuciłem wszelkie normy, zamiast śliny w ustach kwas,
I tak mknę przez te miasta puste prawie jak Prypeć, W zachwycie wsłuchuję się w podrzynanych gardeł wycie, Kurwa mać, jednak życie potrafi być piękne, Zakurwię mocno w pysk, aż podstawa czaszki pęknie!
Módl się, kurwo, módl, nie pomogą wszyscy święci, Jak wpierdolę ostrze w brzuch i zacznę ostrzem kręcić, Twardzi, nieugięci znawcy sztuki niechęci, Dziś powody złości dokonały konwergencji.
Nie proście mnie, nie zatrzymam tego dla ciebie, Ja już nie jestem sobą. I mówię wam, że będzie naprawdę źle, Pluję w pysk moim wrogom.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.