Pierdolę ten świat, oferuję mu mizerykordię, Tu w dole nie świeci słońce, nie ma się wspomnień, Nie ma się w sumie nic, dzięki czemu można dojrzeć, Dlatego jako widz, ciągle patrzysz na tę wojnę,
Którą toczę z samym sobą i aparatem represji, Dobrze wiem, w chuja nas robią i dlatego w naszej gestii, Jest organizacja chlewu, dystrybucja gniewu, Współpraca, prosto w ryj, a nie pierdolony rebus,
Pomyśl sam, ile czasu dasz jeszcze im pomiatać? Traktować się jak szmata, nie no kurwa, nie ma bata, Inwigilacja, podsłuch, namierzane telefony, Anteny, nieoznakowane kurwy, nocą drony,
Na niebie świecą, bezczelnie udając gwiazdy, Gorzkie słowa lecą w eter i niech usłyszy każdy, Ze nie ma recepty na zmiany, a jedyne wyjście, To żeby barany dostały brutalnie po piździe,
Płonące ulice, podpalony komisariat, Zwarta w jednym szeregu, totalnie wkurwiona armia, Mówisz, że jestem wariat, że chcę ponad podziałami? Pożremy się potem, ale najpierw trzeba na nich,
Rzucić się z kłami i podgryzać gardła, Ładunki wybuchowe, bo to czysta granda, Kiedy jakaś głupia kurwa, sprzedaje kamienice, Z wliczonym, za bezcen niewinnym ludzkim życiem,
Zniszczymy wam majątki, rozbijemy wam rodziny, Się bójcie skurwysyny, czas możecie odliczać, To taka nowa moda, to taki nowy zwyczaj, Skakać wam po głowach, aż nie przestaniecie oddychać,
Opcja polityczna dzisiaj to wygodne narzędzie, Podzielić podzielonych jeszcze bardziej, może przejdzie, Im wkurwienie, a przynajmniej będą mieli w dupie, To że żerujemy na nich jak sępy na padlinie,
Apatia w końcu minie, stworzymy jedna drużynę, Chaos się narodzi w ogniu, wściekłość otuli się dymem, Jazda ze skurwysynem, pierdolę pana immunitet, Pana dzieci i znajomych, pana żonę i te cipę,
Co ją ruchasz pan po kątach, takich jak ty trzeba sprzątać, I nie ważne czy Wyborcza, czy pierdolona Fronda, Bo na to mi wygląda, że jak Antonio Salierii, Wkładasz maskę tylko po to, żebyśmy nie widzieli,
Kto nam penetruje dupy, przeciętniak lata struty, Ogłuszony alkoholem, nie dostrzega tej poruty, Tego cyrku, a zwierzęta już powoli kończą drzemkę, Nie wiem jak to jest zabijać, ale zgaduję, że pięknie,
I nigdy nie wymięknę, możecie pluć mi w twarz, Symbole narodowe, kościół, permanentny strach, Zrobili taki misz-masz, i masz się ciągle wiesz obawiać, Podatki, piekło, anatema i nieludzkie prawa,
W dill-packu była trawa, wyszło trzy dziesiąte grama, A prokuratura może przez to komuś życie złamać, W sumie nawet nie oni u mnie w mieście taka opcja, Że skurwiała policja za zielsko zadusiła chłopca,
Złapać i wykonać rozkaz: ubój rytualny, Rządowe samochody i deficyt prawdy, A spróbuj się dorobić sam i zabrać im pieniądze, To wyślą skarbówkę, a ta ci na konto siądzie,
Tak jak Furia „są to koła”, raczej zamknięte kręgi, Odpierdolić, sprofanować, czy historia nas potępi? Czy będą faworyzować jako ikony rebelii? Zawsze byłem głupim chujem, zawsze byłem bezczelny,
Bierny mierny wierny, jeden dziewięć osiem cztery, Świńska grypa, wirus HIV, czy epidemia cholery, A ty łykasz te bajery, jak spierdolony pelikan, Ci co mówią za dużo mają tendencje, żeby znikać,
Pytasz mnie o smak ryzyka, no to lepiej się przyzwyczaj, Żyjesz w świecie, gdzie dwie rzeczy musisz mocno rozgraniczać, Albo jesteś niewolnikiem z przyklejonym uśmiechem, A jak nie to klepiesz biedę, kurwa, po grobową dechę,
Chyba byłoby grzechem nie wspomnieć, o tym że w formie, Są media i jak chcesz to możesz się przyjebać do mnie, O śmieszny kult przemocy, marzą mi się transmisje, Przerabiania drania w kupę mięsa z rozjebanym pyskiem!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.