Wszystko się zaczęło listopadowego poranka. Uniosła się nad poduszkę głowa matki. Pokazała ciało matce pielęgniarka. Ojciec wbiegł po schodach trzymając kwiatki. Brat czekał już w domu. Rodzina szczęśliwa. Drugi syn na świecie dodaje męskości, Kiedyś będzie z tego powodu stypa Tymczasem pretekst do przyjęcia gości. Jest miasto. Duże miasto. Wielkie miasto. Pełno ludzi. Jest tam ciasno. Hałas maszyn raz usypia a raz budzi. Jest szpital. Ciemny szpital. Duże okna W starym stylu. Tam łóżko i łóżeczko A w nim ja bawię się piłeczką. Stoję teraz na stopniach po których ojciec wbiegał. Poręcz przekrzywiona w paru miejscach wyrwa. Linia kabli wyszarpniętych z sufitu przebiega Tuż nad moja głową. Między nami minimalna przerwa. Na szczęście elektrownia odłączyła dawno prąd Nie zostanie w tym momencie po mnie swąd Nie zginę w miejscu, w którym urodziłem się Będę starał się jeszcze trochę w życiu znieść. W sali porodowej na złom poszły łóżka, Na ścianach w różnym stylu napisy flamastrem. Wtem! Przefrunął nietoperz!...może tylko muszka ( często myli się gówno z alabastrem) Jest miasto. Duże miasto. Wielkie miasto. Pełno ludzi. Jest tam ciasno. Hałas maszyn raz usypia a raz budzi. Jest szpital. Ciemny szpital. Duże okna W starym stylu. Tam łóżko i łóżeczko A w nim ja ciągle bawię się piłeczką. Każdy obraz wciskający się pod wilgotne oczy Trafia mnie dokładnie w oba jądra. Zdewastowany szpital w rymie z życiem kroczy Moczy sen i dzień wita mokra kołdra. Wszedłem tu w nocy przypadkiem bez latarki Niespodziewanie jak zjawiłem się na świecie. Otwarty w umyśle plik z dźwiękiem koparki Moje myśli uciska wierci, trzęsie, gniecie. Zaraz przeznaczony będzie do rozbiórki. Wczołgają się dźwigi, inne urządzenia, walce. Postawią dla ekip blaszane komórki, Architekt wytyczy nowy zarys wskazującym palcem. Czy tak samo moje życie się cudownie zmieni? Odblaskowe hełmy robotników wejdą w moje ciało? Odkują z poszarpanych mysli chore cienie czerni? Czy czasu już mi nie zostało za mało? Gdzie z dziury wyszedłem szpital zrujnowany, Czy zrównany z ziemią nie wciągnie w dół z sobą? Czy architekci też dla mnie posiadają plany? Chciałbym przecież też odżyć zupełnie na nowo Jest miasto. Duże miasto. Wielkie miasto. Pełno ludzi. Jest tam ciasno. Hałas maszyn raz usypia a raz budzi. Jest szpital. Ciemny szpital. Duże okna W starym stylu. Tam pusto. Jest noc. W niej ja. We mnie coś. Znalazłem w kieszeni zapałek pudełko A w kącie izby przyjęć stary denaturat Spod nóg pierzchnął spłoszony czarno-biały kot Po chwili ogniem zajęła się cała struktura. Jest miasto. Duże miasto. Wielkie miasto. Pełno ludzi. Jest tam ciasno. Hałas maszyn raz usypia a raz budzi. Jest szpital. Jasny szpital. Płoną okna W rzymskim stylu. Ja ukryty w tłumie gapiów kontempluję swój wyrób.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.